W momencie, kiedy znaleźli się przy Impali, Justin poczuł wibrację
w swojej prawej kieszeni. Skrzywił się nieco, bowiem nie miał ochoty prowadzić
z nikim żadnych rozmów. Telefon jednak jak na złość wciąż się odzywał, dlatego
chłopak od niechcenia spojrzał na jego ekran. Miał dziwne przeczucie, że
pojawiający się na wygaszaczu numer prywatny może pomóc mu odnaleźć Anę. Jednym
ruchem odblokował komórkę i wciskając na dotykowym ekranie zielona słuchawkę,
przyłożył urządzenie do ucha.
- Co u mojego ulubieńca? – usłyszał dziwnie znajomy mu głos.
Zmarszczył nos, jakby się nad czymś zastanawiał i odruchowo okręcił się wokół
własnej osi. Długo próbował rozszyfrować z kim właśnie rozmawia i udało mu się
to dopiero, gdy chłopak znów się odezwał. – Nie mieliśmy okazji dobrze się
poznać…
- Walker – wysyczał. Następnie wskazał zdezorientowanemu
Coltonowi, aby wsiadł do auta i sam uczynił to samo.
- Punkt dla ciebie, kolego! – powiedział entuzjastycznie Kit i
pewne było to, że właśnie triumfalnie się uśmiecha. – Dałbyś wiarę, że to ja? The
Walking Dead! – dodał, wspominając popularny na całym świecie serial. – W
każdym bądź razie, Ana jest ze mną. Cała i zdrowa. Jeszcze – zaakcentował
ostatnie słowo, czym jeszcze bardziej rozwścieczył Biebera.
- Gdzie jesteś gnido?
- Vegas, złociutki - wyjaśnił, na co Justin uniósł delikatnie
brwi.
Zanim Justin zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał sygnał
zerwanego połączenia. Ze złości rzucił telefonem o tylne siedzenie. Schował twarz w dłonie,
rozmasowując pulsujące skronie, aby choć na chwilę mógł się na czymś skupić.
- Vegas? – powtórzył z oburzeniem sam do siebie. Haynes spojrzał
na niego jak na kompletnego idiotę. Z tego wszystkiego zaczynał mamrotać
głupoty? – Cholera, on jest kurwa w Vegas, jakim cudem? – zerknął na przyjaciela, który rozłożył
bezradnie ręce. Sam nie rozumiał jak ktoś mógł przemieścić się z tego małego
miasteczka do samego Vegas, w tak krótkim czasie. Wydął wargę i wyglądał wtedy
na przygnębionego.
Justin nie mógł pozbierać myśli. Vegas, Vegas, Vegas… I wtedy
zrozumiał. Tutaj wcale nie chodziło o znane na całym świecie miasto rozrywki.
- Wiem, gdzie to jest! - krzyknął nagle i wyprostował się niczym
sprężyna.
- Chyba każdy wie, gdzie jest Las Vegas, Justin. Ameryki to ty nie
odkryłeś… - podrapał się po karku
Haynes. Justin w odpowiedzi dał mu kuksańca w żebra. Naprawdę był taki głupi
czy udawał?
- Tu nie chodzi o miasto, idioto! – warknął Bieber i wywrócił
oczami. – Jedziemy! – polecił, a sekundę później silnik Chavroleta wydał z
siebie znajomy dla uszu chłopaka jazgot.
Później wspomnienia uderzyły w szatyna ze zdwojoną siłą i nie był
w stanie od nich uciec.
Justin siedział na
miejscu pasażera, zaraz obok swojego starszego brata, który oddychał spokojnie,
skupiając się na przemierzanej przez samochód, drodze. Chłopak nie wiedział,
gdzie dokładnie zmierzają, bowiem Jaxon uznał to za niespodziankę. Nie zadawał
jednak zbędnych pytań i cierpliwie czekał, aż dojadą do wyznaczonego celu.
Podziwiał przez
zabrudzoną szybę, zmieniający się co chwila krajobraz, aż w pewnym momencie,
stwierdził, że ta okolica nie jest mu w ogóle znajoma.
Nie liczył czasu, ale
był przekonany, że auto zatrzymało się dopiero po upływie kilkunastu minut,
które ciągnęły się w nieskończoność. Silnik powoli zgasł. Justin wysiadł z
wozu, a zaraz za nim starszy Bieber. Blondyn objął brata ramieniem i uśmiechnął
się cwaniacko.
- Witam w Vegas,
bracie! – ćwierknął radośnie Jaxon i poklepał szatyna po barku.
Kit krążył wokół swojej byłej narzeczonej niczym drapieżnik,
czający się na ofiarę. Milczał, w ciszy podziwiając jej rysy twarzy. Choć
wyglądała identycznie jak w momencie, kiedy widział ją po raz ostatni, to coś
zmieniło się w niej nieodwracalnie. Miał przy sobie Anastasię Dawes, ale to nie
była ta sama dziewczyna, którą znał.
W końcu kucną przy niej i wplótł między palce kosmyki kasztanowych
włosów towarzyszki. Przez dłuższą chwilę intensywnie się im przyglądał, aż
wreszcie rozchylił lekko usta.
- Podobają mi się twoje nowe włosy – wymruczał, a na twarzy Any
wdarł się grymas. Nienawidziła bliskiego kontaktu z tym mężczyzną. Brzydziła
się go i z całego serca nim gardziła.
- Kit proszę cię, wypuść mnie – skamlała, jednak on pozostawał
niewzruszony. Zaśmiał się gardłowo, przyprawiając tym samym szatynkę o ból
głowy.
- Przykro mi, Ana – wstał i zrobił smutną minę, choć w
rzeczywistości, wcale nie było mu żal. Już dawno temu wyzbył się jakichkolwiek
uczuć. Nie chciał bowiem, żeby przez nie stał się kruchy niczym płatki róży.
Musiał być twardy i silny. A jakiekolwiek emocje przeszkodziłyby mu w
osiągnięciu tego celu. – Widzisz, chodzi o to, że skoro ja nie mogę cię mieć,
to nikt nie będzie cię mieć! – krzyknął. Wpadł w furię. I jeśli Anastasia
wcześniej się go bała, to teraz była przerażona na śmierć. Nigdy w życiu nie
widziała Walkera w tak obłąkanym stanie, a przecież nie raz tracił kontrolę.
Kosmyki blond włosów sterczały mu na każdą możliwą stronę.
Wymachiwał rękoma, jak opętany. W tych ciemnościach bez problemu mogła dojrzeć
jego ciemne oczy, w których widniała już jedynie złość. Nie było już dawnego
Kita, w którym się zakochała. Ten chłopak stracił swoje człowieczeństwo i
zamienił się w kogoś tak brutalnego, że na samą myśl o tym, na ciele Any
pojawiały się dreszcze.
- Kochałem cię, Ana – kontynuował. Nie zwracał chociaż
najmniejszej uwagi na skuloną ze strachu dziewczynę. – A ty mnie wychujałaś.
Źle ci ze mną było?
- Tak! – krzyknęła, niesiona nagłą pewnością siebie. – Byłeś
okropnym narzeczonym, Kit! Znęcałeś się nade mną, nie mogłam tak dłużej! Jesteś
potworem! – mówiła na jednym tchu. Sama nie wiedziała skąd nagle pojawiła się u
niej ta odwaga. Ale w jakimś stopniu jej ulżyło. Pierwszy raz powiedziała mu
prosto w twarz, co o nim myśli. Szybko tego pożałowała.
Walker zamachnął się i uderzył ją w twarz tak silnie, że wywróciła
się i głową walnęła o drewniany słup. Wrzasnęła w pustą przestrzeń, aby sekundę
później zalać się gorzkimi łzami. Krople słonej cieczy spływały po jej
policzkach wciąż na nowo i najwyraźniej nie miały zamiaru przestać.
A potem zadał jej kolejny cios i następny, i jeszcze następny… W
końcu ledwo kontaktowała. Wszystko wokół się rozmazało i tworzyło różne wzorki.
Szumiało jej w głowie, a przed oczami miała mroczki. Czuła tylko ból fizyczny,
ale również taki, który zadomowił się w sercu Anastasi. Prosiła jedynie o błogą
nicość. Czuła metaliczny smak krwi na ustach. Miała ciężkie powieki i niemal
same się zamykały.
Kiedy czuła, że powoli traci świadomość, usłyszała jakiś głośny
huk. Ostatkiem sił podniosła się na kolana i rozejrzała się dookoła. Stał tam.
W drzwiach i patrzył w jej kierunku.
Pomodliła się wtedy, aby to wszystko nie okazało się wymysłem jej
chorej wyobraźni.
*
Tak jak wcześniej wspominałam, ruszyłam z nowym opowiadaniem(FAKED-BOY). Nie ukrywam,że chciałaby osiągnąć z nim taki sukces, jak z posing-pretense. Dlatego jeśli lubicie mój styl pisania i pomysły, proszę chociaż tam zajrzyjcie. To zajmie wam parę chwil! Dodatkowo będę wdzięczna za każdy komentarz, każdego nowego obserwatora! Jeśli możecie, polećcie bloga u siebie, na pewno się odwdzięczę! LICZĘ NA WAS! :)
świetny rozdział. ugh szkoda mi any, jeszcze kit tak ją pobił :( nie mogę się doczekać kolejnego xx
OdpowiedzUsuńKit to potwór... Dobrze, że Ana go zostawiła. Jus bohater xoxo
OdpowiedzUsuńświetny !!! nie mogę uwierzyć, że Kit tak pobił Anę. nienawidzę go. Ale Justin pewnie skopie mu za to dupę. @iheartblaugrana
OdpowiedzUsuńjgkjgkhdghjdkhjhvkj swietny!
OdpowiedzUsuń@Danger12345678
wspaniały rozdział! <3 @againineedyou
OdpowiedzUsuńjeju wspaniały rozdział!!! ♥
OdpowiedzUsuńZajebisteeee <3 ! *.*
OdpowiedzUsuńO boże niech teraz Justin zajebie tego Kit'a żywcem ! xd
OdpowiedzUsuńOczywiście poleciłam Faked Boy na moim blogu :)
http://second-vistage-fanfiction.blogspot.com/
Ale chuj z Kita ! Mam nadzieję, że Justin zdąży uratować Ane, a ptzy okzaji zabić Kita ! Zajebisty rozdział :**
OdpowiedzUsuńo!
OdpowiedzUsuńale sie dzieje
Oby Justin uratowłam Anę.
Gratuluje! Twój blog został właśnie nominowany do VBA, więcej szczegółów znajdziesz u mnie http://prawda-klamstwo.blogspot.com/ ;*
OdpowiedzUsuńCo za chuj z tego Kita!!! Niech szybko Justin uratuję ją. Rozdział wspaniały jak zwykle z resztą :) Czekam nn <3 @natalusia99
OdpowiedzUsuńhttp://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Justin wybawca, zapewne uratuje Anę :D Na całe szczęście. Mam nadzieję, że po tym dziewczyna nie wypnie się na niego i znowu będą razem :D
OdpowiedzUsuńW moim mieście jest klub Vegas xD
Rozdział super :) A Twojego nowego bloga już poleciłam pod rozdziałem tutaj http://maybe-we-can-save-each-other.blogspot.com/ :)
Pozdrawiam!
Biedna Ana, tak mi jej szkoda :( Mam nadzieję, że uda się Justinowi ją uratować. Ale na pewno nie wyjdzie dziewczyna z tego cało :'(
OdpowiedzUsuń( http://collision-fanfiction.blogspot.com/ )
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńjdddsabfhb swietny ♥
OdpowiedzUsuńnienawidzę Kita chuj z niego!!!!
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Justin go zabije !!!!
Biedna Ana:c
Liczę, że Justin nie będzie już tak miły dla Kita.
OdpowiedzUsuńA rozdział cudowny. <3
Kocham <3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdzial kocham to opwiadnie *_____* biedna Anna niech Jus skopie tylek Kitowi to bedzie piękne *-*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdzial czekam nn :***
OdpowiedzUsuńNienawidze tego Kita, a co do rozdzialu to cudowny
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ♥@lovemajuztin
jak ja kocham to opowiadanie ♥ jest cudowne , naprawdę ;)) a co do nowego to już czekam na pierwszy rozdział ;))
OdpowiedzUsuńuwielbiam! (:
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńDlaczego skończyłaś w takim momencie? Buu :< Chcę już kolejny rozdział !
OdpowiedzUsuńKit aka potwór.
OdpowiedzUsuńJustin aka bohater <3
kocham. *___* czekam już na następny rozdział <3
@saaalvame
Świetnyy <33
OdpowiedzUsuńTo na pewno nie wytwór wyobraźni. To Justin. Przyjechał ją uratować. Omg.
OdpowiedzUsuń@I_NeverGiveUp
UbdhAohdclShk :) Masz talent!
OdpowiedzUsuńświetny! niech Justin już przyjedzie i go zabije. proszę.
OdpowiedzUsuń*____________________________*
OdpowiedzUsuńKocham to. !
OdpowiedzUsuńCudowny.!czemu skonczylas w takim momencie?:c kuurcze..jestem strasznie ciekawa co dalej..
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny
@magda_nivanne
Justin ratuj ją
OdpowiedzUsuń